5.12.2013r, (Zima) godz. 8:00 Czwartek
Uff, dziś trochę pospałem. Mam nadzieje, że nikt z mojej watahy nie widział mnie tutaj, bo będę miał małe kłopoty. Ale nie ważne. Poczułem, że Emma nadal na mnie śpi. Ostrożnie wstałem i uwolniłem się bez budzenia siostry. Odszedłem parę kroków i mocno przeciągnąłem. Po chwili wyprostowałem się i podrapałem tylną łapą za uchem, po czym nie za głośno ziewnąłem. Nagle poczułem niemiły zapach. Spojrzałem dokąd prowadzi odór. Zając. Zapomnieliśmy go wczoraj zjeść i się zepsuł. Ehh. A ja się tyle nad nim namęczyłem. No, ale co można teraz na to poradzić. Po chwili zmieniłem się w człowieka i zabrałem futrzaka ze sobą do lasu. Jego ciało wyrzuciłem pod jednym z drzew. Może jakiś inny zwierzak skorzysta z tej padliny. Teraz musiałem się przewietrzyć, chodź i tak całą noc spędziłem na zewnątrz. Po drodze zbierałem wszelkiego rodzaju, jadalne surowce lasu np. korę, ewentualnie jakieś małe jadalne owocki dla Emmy, która raczej nie zje jak ja surowego mięsa. Kiedy nazbierałem wystarczającą ilość wróciłem do siostry. Już nie spała tylko siedziała oparta o ściankę z owiniętymi rękoma wokół nóg. Podszedłem bliżej.
-Hej. Jesteś głodna?-zapytałem, przysuwając do niej zebrane rośliny.
-Zostaw mnie.-powiedziała, nadal na mnie nie patrząc.
-Nadal jesteś na mnie zła?-zapytałem smutno.
-Na ciebie tak, ale nie na Jack'a.
-Nie rozumiem.-zaskoczyła mnie trochę taką odpowiedzią.-Przecież Jack to ja.
-Nie. Nie wiem kim jesteś, ale na pewno nie Jack'iem. On wyglądał inaczej.
-Miał brązowe włosy i oczy? Tylko o taką różnicę ci chodzi? Emma, przecież to ja. Jack. Wiem, że włosy są teraz białe, a oczy niebieskie, ale to wciąż ja!
-Nie wierze ci. Jack, by nas nigdy nie okłamał. Ty jesteś jakimś potworem, który zmienia się w wilka w prawie każdą noc. Zaraziliście mnie tym i teraz mnie to czeka.
-Przepraszam. Ale jak miałem wam powiedzieć? Tobie i mamie. Że jestem Horroris? I że w prawie każdą noc zmieniam się w wilka? Nie mogłem. Obowiązywała mnie przysięga, że żaden człowiek nie może się o nas dowiedzieć.
Nadal się nie odzywała. Jednak po chwili, jakby nie zważając na naszą rozmowę, która odbyła się przed chwilą, zadała kolejne pytanie.
-Dlaczego masz inny kolor oczu i włosów?
-To po tym, jak 300 lat temu wpadłem do jeziora. Uratował mnie Księżyc. Zamienił w magiczną istotę, która ma dawać dzieciom radość i spokój. Mi trafiły się zimowe moce, więc musiałem poświęcić ciepłe kolory i zamienić na zimne. Jak biel i błękit. Jednak, po tym jak wszystko ogarnąłem, ty i mama mnie nie widziałyście. Jako jedyne na całym świecie. Nie wiem dlaczego.
-Przypuśćmy, że ci wierze. No więc, dlaczego mnie nie wypuścisz?
-Bo nie mogę. Jeszcze dziś będziesz wolna i zamieszkasz ze mną i Mikołajem na biegunie.
-Mikołajem?
-Tak, on istnieje. Zając Wielkanocny, Zębowa Wróżka, Piaskowy Ludek, oni również.
-Nie do wiary.
-A jednak. Dobra, posłuchaj. Muszę teraz tam lecieć. Niedługo po ciebie przylecę. Załatwię z jednym takim sprawę i wracam ok?
-Yhym.-przytaknęła.
-A teraz jedz to co ci przyniosłem. Do zobaczenia.
-Na razie!-zawołała, a ja odleciałem.
Teraz najtrudniejsze co mnie w życiu czekało. Wprowadzić Carpan'a i paru jego wiernych poddanych do główniej bazy Strażników, których po części zdradzam o niczym im nie mówiąc. Ale może chociaż w ten sposób uda nam się wszystkim pogodzić i zakończyć odwieczny spór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz