niedziela, 3 stycznia 2016

2.

3.12.2013r. (Zima) godzina 8.00 Wtorek

Obudziłem się w bazie North'a. Kiedy się nie zmieniam, śpię albo tu, albo z watahą. Leniwie przetarłem, oczy po czym wstałem, wziąłem swoją laskę i poszedłem w stronę jadalni. Miko, już tam pewnie opycha się piernikami. Czułem je już ze swojego pokoju. Ten słodki zapach wanilii i cynamonu. Po drodze mijałem zapracowanych pracowników strażnika nadziei. Jeden z elfów niósł jakieś piłeczki, a kiedy się wywrócił, jedna z nich poleciała kawałek dalej. Musiałem się nieźle powstrzymywać, aby nie polecieć za nią i złapać ją w zęby. Taki mój zwierzęcy instynkt. Starając się ignorować wszystkie leżące pode mną kolorowe piłeczki, ruszyłem dalej w stronę jadalni. Jeszcze zanim otworzyłem drzwi, czułem zapach North'a i paru elfów. Otworzyłem drzwi i po przywitaniu się, dosiadłem do mężczyzny. Na stole stało pełno potraw. Od schabowego z ziemniakami po homara i pizze. Nie wiem, czy on tyle je, czy Yeti mu się tak podlizują, ale takie śniadanie mi odpowiada. Jest tego tyle, że mógłbym tym całą watahę wykarmić! Sięgnąłem po udko z kurczaka i zacząłem je obgryzać. Mmm, mięsko! Następnie sięgnąłem po szpinak...nie no żartuje! Jestem ciekaw kto w to uwierzył! Ale teraz tak na serio. Chwyciłem schabowego i krewetki. Były pyszne. Następnie wypiłem dwa kubki kawy i trzy gorącej czekolady. Na koniec zrobiłem sobie kanapkę z szynką, majonezem, ketchupem, musztardą, indykiem, tuńczykiem, serem i dla zdrowia listkiem sałaty (skąd pomysł na taką obrzydliwą kanapkę? Od mojego kochanego brata! Pozdrawiam! A i info dla ciebie Damian! Nigdy nie przyjdę do ciebie na obiad. I info dla was. Ma 19 lat i niedługo się wyprowadza! Jej! dop.aut.). North patrzył na mnie jak na nie wiem który cud świata.
-No co?-odezwałem się w końcu, przeżuwając kanapkę.
-Yyy, nic, nic, tylko...Słyszałem, że nastolatkowie dużo jedzą, ale nie sądziłem, że aż tak?
-Mam szybki metabolizm! Dobra, ja lecę! Przyjdę na obiad. A właśnie, poproś Yeti, aby upichciły tą przepyszną zapiekankę z mięsem, makaronem, serem i sosem mięsnym.
-Jejku! Zauważyłem, że wcinasz mięso jak Horroris!
Zdębiałem odrobinę. Zaśmiałem się, dla rozluźnienia atmosfery.
-Taak. Bardzo śmieszne.
-A właśnie. Mam wspaniałą nowinę! Wiesz, że zaatakowali ich myśliwi? Oby ci ludzie wytłukli je wszystkie, co do jednego!-zaśmiał się.
-Co?!... A nie uważasz, że powinniśmy im pomóc? Oni jednak też mają prawo do życia, czyż nie?-spojrzałem na niego, badawczym wzrokiem.
-Może mają, może nie mają. Mało mnie to obchodzi. Gdybym był jednym z tych leśniczych, to z zimną krwią bym je powystrzelał!
-Nie rozumiem cię. Tak samo jak was wszystkich. Co wy do siebie macie? Przecież oni nie zrobili nic wam, a wy im? Czemu więc, między wami panuje ta nienawiść?
-Posłuchaj Jack. Horrorisi to bardzo nieodpowiedzialne stworzenia. Gotowe są zabić, aby dostać tego czego chcą. Nie mają sumienia. Nie mają litości. Nie mają opamiętania, I dobrze ci radzę, nie zbliżaj się do nich. Są bardzo niebezpieczni.
-Dobrze.-powiedziałem smętnie po czym wyszedłem.
Kiedy mówił tak o nich, to mówił też to o mnie. Czy on naprawdę uważa mnie za kogoś takiego? Czy on uważa mnie za bezlitosną i bez sumienną maszynę do zabijania. Gdybym taki był, to wszyscy by już dawno nie żyli. Zaraz po wyjściu z bazy poleciałem w stronę lasu. Miałem tylko wielką nadzieje, że zdążę. Przyśpieszyłem lot na max'a. Po paru minutach znalazłem się na miejscu. Leciałem nad lasem, aby móc znaleźć z tej wysokości stado i tych myśliwych. Dzięki węchowi szybko mi poszło i namierzyłem ich. Poleciałem w tamtym kierunku i z góry obserwowałem co się dzieje. Zauważyłem, że większość stada (w ciele wilków) jest przyciśnięta do wielkiej skały blokującą im drogę. Na jej czele stał Carpan. Warczał na stojących przed nim myśliwych. Była ich piątka lub szóstka. Trzymali wymierzone już pistolety myśliwskie, gotowe do strzały. Natychmiast wylądowałem między lufami, a warczącym ciemnobrązowym wilkiem. Chrząknąłem głośno, dając tym znak, żeby przestali.
-Witam panów, mogę w czymś pomóc?
-Jack Mróz? Co ty tu robisz? Na polowanie przyszliśmy!-zawołał jeden w brązowej, starej kurtce.
-Usłyszałem, że stado wilków zostało przez was zaatakowane, więc przyleciałem im pomóc.
-Ale dlaczego?! Te bestie ciągle wykradają i zabijają nasze zapasy i zwierzęta! Stachowi (tak, wiem, wiem. "Ranczo" się kłania XD dop.aut.) to nawet psa zażarły!-popatrzyłem z wyrzutem na Carpan'a.
-Panowie pamiętajmy jednak że to są tylko zwierzęta. Nie mają zbyt dużo rozumu. Nawet jeśli ktoś im mówił wiele razy, że mają nie wychodzić poza granice lasu to i tak by to zrobiły.-ostatnie powiedziałem wolno i wyraźnie, aby wilki zrozumiały moją aluzje.
-Ale straty i tak ponosimy!-zawołał jeden z myśliwych.
-Słyszałem, nawet, że te stworzenia porwały jakieś dziecko! Według światków z 10 lat miało!-zawołał chyba ten Stach.
-Dobrze, ja już je doprowadzę je do porządku, ale teraz proszę stąd iść i nie wracać, chyba, że jesienią na grzybki.
Odwróciłem się w stronę wilków i spiorunowałem je wzrokiem. Kiedy myśliwi odeszli, Carpan zmienił się w człowieka i stanął przede mną.
-Poradziłbym sobie.-mruknął.
-Ta. Właśnie widziałem. Jeszcze moment i leżałbyś z dziurą w brzuchu. Mówiłem wam, abyście nie wyłazili poza las. To nie jest XVIII wiek.-wilkołaki takie jak my, są nieśmiertelne, no chyba, że zabije je ktoś z np. broni palnej.
-O co chodziło im z tym dzieckiem?-dodałem po chwili.
-O tym zaraz. Jeśli już tu jesteś, to powiem ci o tej sprawie. Reszta wracać na polanę. Niedługo do was dołączymy.-pogonił wilki. Kiedy zostaliśmy sami, odszedł kilka kroków ode mnie i mówił dalej- No więc Jack'u. Dużo myślałem o tym, że stałeś się strażnikiem i zdobyłeś zaufanie naszych wrogów.
-To jest, twoich wrogów.-poprawiłem go.
-Mniejsza z tym. A więc dobrze wiesz, jaką mocą oni dysponują.
-Owszem. Nie posiadłem jej jeszcze całej, ale wiem, ze jest bardzo potężna.-przyznałem.-Ale co to ma do mnie?
-Chodzi o to, aby zakończyć nasz wieczny spór. Gdybyśmy posiedli chodź trochę ich mocy, wszyscy bylibyśmy sobie równi. Oni nie wyśmiewali nas by nas os słabiaków, a my nie mielibyśmy do nich żalu, że posiadają więcej mocy. Wiem, że chcesz w końcu pokoju między nami. Ja to czuje Jack.
-Ale przecież nie oddadzą od tak części swojej mocy.
-Ależ ja to wiem. Dlatego zaprowadzisz mnie i parę innych Horroris do ich bazy.
-Słucham?! Przecież to niemożliwe. W ich bazie roi się od Yeti!
-Na pewno jest jakiś sposób, aby się tam dostać bez problemu.
W sumie jest, ale nie byłem pewien, co do tego wszystkiego.
-Nie jestem co do tego wszystkiego taki pewien. Nie chce odbierać im takiej dawki mocy. Potrzebują jej, aby roznosić dzieciom szczęście.
-I w ten sposób dzieci żyją w swoim świecie i nie obchodzi je nic innego.-mruknął.-Nie sądziłem, że do tego dojdzie, ale widzę, że muszę ci jednak pomóc zdecydować czy nam pomożesz czy nie.-uśmiechnął się chytrze.
-Nie rozumiem, o co ci chodzi?
-Och, zaraz się dowiesz. Chodź za mną.
Po chwili namysły ruszyłem za Carpan'em. Po chwili drogi, znaleźliśmy się przy jakiejś jaskini, której wejście było zablokowane drewnianymi kratami. W środku ujrzałem dziecko. Tak jak mówił tamten myśliwy, wyglądało na 10 lat. Dziewczynka.
-Kto to jest?-zapytałem w końcu.
-Och nie poznajesz?
-Kogo?
-Swojej siostry.-powiedział obojętnie, jak gdyby te słowa nic dla mnie nie znaczyły.
Po chwili cały świat wywrócił mi się do góry nogami. Nie mogłem w to uwierzyć. Przyjrzałem się dziecku. Te same długie, brązowe włosy. Te same piwne oczy. Ta sama Emma którą opuściłem tyle lat temu. Siedziała i nuciła pod nosem kołysankę, którą bardzo dawno temu dla nie ułożyłem i śpiewałem co wieczór, kiedy akurat nie stawałem się wilkiem. Nagle dziewczyna obróciła głowę w naszym kierunku. Wtedy miałem 100% pewności, że to ona.
-Emma!-zawołałem z lekka szczęśliwy jak i zaskoczony.
-Jack? Jack!-zawołała ze łzami w oczach.
-Carpan, dlaczego ona jest w klatce. Wypuść ją!-warknąłem.
-Oj powolutku, mój drogi. Jak mówiłem, potrzebujemy magi strażników. Kiedy nam pomożesz, wypuszczę ją.
-Ty już chyba kompletnie oszalałeś! Przecież to moja siostra! Nie jest odporna na zimno! Zamarznie w nocy!
-Och, o to się nie musisz martwić.-powiedział z chytrym uśmieszkiem.

Chwilkę myślałem nad tym co powiedział. "O to się nie musisz martwić". Tak dziwnie to brzmiało...Nie no, ale on chyba nie...
-Ty chyba jej nie ugryzłeś, prawda?!
-Mała strasznie się szarpała. A musieliśmy ją jakoś tu zaciągnąć.-uśmiechnął się głupio.
-Jak mogłeś!? Kiedy to było!?-wrzasnąłem.
-Hmm. Jakoś przed wczoraj.

Po ugryzieniu pierwsza przemiana następuje po tygodniu. Niestety, ale jest bardzo bolesna. Pamiętam swoją, pierwszą przemianę. Miałem wtedy z 8 lat. Jeden z moich opiekunów zaprowadził mnie do stada. Tam, kiedy wszyscy zaczęli się przemieniać, ze mną nic się nie działo. Carpan, z którym się wtedy przyjaźniłem podszedł do mnie w ciele wilka. Był ode mnie starszy o kilka miesięcy, więc wcześniej przeszedł transformację. Wtem poczułem straszny ból na cały ciele. Czułem jakby coś rozciągało wszystkie moje mięśnie i łamało wszystkie kości. Okropny ból. Ustał dopiero po kilku minutach.
-Ale jeśli wprowadzę cię do ich bazy, to oddasz mi siostrę tak?-upewniłem się.
-Masz moje słowo.
-Dobrze. Widzimy się pojutrze na biegunie, przed głównym wejściem na północ od wielkiej góry lodowej którą z łatwością zobaczycie.
-Świetnie. Do zobaczenia.
Bez słowa odleciałem. Nie mogłem tego wszystkiego ogarnąć. Poleciałem na cały dzień nad jezioro, przy którym ostatni raz widziałem siostrę, aby powspominać stare dobre czasy. Jednak jedna myśl nie dawała mi spokoju. Dlaczego Emma jeszcze żyje?

1 komentarz:

  1. NO...NIE...MOGĘ. EMMA?1 MOKUŚ CHCE POWYBIJAĆ HORRISY?! CARPAN TAKI ****?! o.O
    Zszokowana czekam na kolejny rozdział!
    Agadoo

    OdpowiedzUsuń